Dzieciństwo i okres dojrzewania kojarzą nam się z reguły bardzo dobrze. Mieliśmy wtedy etap beztroskiego czasu w życiu, w którym nie interesowało nas praktycznie nic, oprócz zabawy i całodniowej sielanki na łonie natury. Ciężko więc wspominać źle tamten okres i nie wracać do niego w sferze marzeń choćby raz na jakiś czas. W końcu doceniliśmy to, jak wyglądało wtedy nasze życie, gdy wkroczyliśmy w dorosły świat i przekonaliśmy się jak on naprawdę wygląda, z perspektywy naszych rodziców, którzy nie raz i nie dwa nas ostrzegali, że tak kolorowo zawsze nie będzie. Z dorastaniem i wieloma zabawami kojarzą nam się z pewnością ciekawe historie, które moglibyśmy opowiadać w nieskończoność i które za każdym razem powodowały by uśmiech na twarzy słuchających. Mi wiele fajnych anegdot utkwiło w pamięci z okresu świąt wielkanocnych, podczas których to odbywa się fajny dla małego dziecka dzień. Mowa jest bowiem o drugim dniu świąt, czyli dniu, kiedy jest śmigus dyngus i kiedy to polewamy się wszyscy wodą, oraz staramy się zaskoczyć niejedną osobę, naszym zapewne niecnym pomysłem. Najbardziej pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się o tym święcie. Tata gdy byłem bardzo mało zaskoczył mnie, gdy wracałem ze szczypiorkiem z naszego wiejskiego ogródka i wylał mi na głowę całą butelkę letniej na szczęście wody. Było to dla mnie wielkim szokiem i strach pomyśleć, co by było gdyby na mojej głowie wylądowało całe wiadro. Wiadomo jak to jest z dziećmi i po początkowym strachu i chwili zastanowienia co się stało, zabawa ta spodobała mi się do tego stopnia, że postanowiłem wykonać plan zemsty na wszystkich, którzy wejdą mi w tym dniu w drogę. Nie patrzyłem co oczywiste na to, w jakim wieku jest moja ofiara i do mojego małego móżdżka nie doszło niestety to, że wypadało by nie polewać osób schorowanych i ogólnie starszych, które przecież nie będą uciekać, gdyż zdrowie im na to nie pozwala. Obrałem sobie więc za cel starszą Panią z sąsiedniego domu na wsi. Pani ta miała jeszcze w tamtych czasach krowy i inne zwierzęta i bardzo często musiała je wyprowadzać, by załatwiły swoje codzienne potrzeby fizjologiczne i naskubały trochę trawy, by zrobić sobie swój codzienny zapas. Nie zastanawiając się długo podbiegłem więc godzinę po tym, jaka tata nauczył mnie tego niecnego postępowania, do Pani i wylałem jej na głowę wodę z tej samej butelki, z której tata wylał ją na mnie. Zaraz po tym występku naszła mnie szybka refleksja i chociaż byłem 6 letnim dzieckiem, to posiadałem już jakiś instynkt, który mówił mi, że coś poszło nie tak i że jednak nie powinienem się tak zachować pod wpływem impulsu. Szczęście jakie zapanowało na mojej twarzy, gdy Pani Grażyna się zaśmiała i wraz z mężem Januszem podeszli do mnie i także oblali mnie lekko i symbolicznie kilkoma kropelkami, było wprost niesamowite. Upiekło mi się tamtego dnia i trafiłem na bardzo pozytywne starsze osoby, które nie gniewały się za to, co zrobiłem. Nasza znajomość ciągnęła się więc później w fajnej atmosferze przez całe dorosłe życie.